niedziela, 1 marca 2020

Rozdział 6.

W sierpniu rodzice pojechali na wakacje, a ja zostałam sama. Nie chciałam znowu powtórki z tamtego roku, dodatkowo codziennie pracowałam.
Gotowałam sobie co chciałam, miałam pełną wolność. Nie musiałam jeść wtedy, kiedy nie chciałam, tylko po to, żeby zadowolić rodziców. To mnie bardzo podbudowało. Zaczęłam lubić jedzenie. Nadal ten temat zajmował 99% moich myśli, ale w końcu przestałam bać wracać się domu. Kiedy rodzice wrócili, postanowiłam znowu wrócić do ich posiłków. Po raz kolejny zmniejszyłam porcje, ale nie było to aż tak drastyczne. Oni nareszcie zrozumieli, że w tym wszystkim potrzebuje przestrzeni. Zaczęliśmy się dogadywać, nie kłóciliśmy się tyle co przedtem, ja opowiadałam im o pracy i rozmowach z psychologiem. We wrześniu pojechałam na obóz przygotowany przez moją uczelnie. Poznałam tam wiele ludzi, którzy studiują tu gdzie ja. To był świetny okres, wybawiłam się na całego, chociaż nie obyło się bez pytań: "Czemu jesz tak mało?", "Ja to możliwe, że jesteś tak chuda?", "Weź zjedz coś jeszcze.". Zaczynałam się podnosić. Wraz ze zmianą miejsca pobytu, skończyłam terapię z moim psychologiem. Wychodząc od niego byłam pełna wiary i nadziei, że mi się uda. Uśmiechałam się, aż nie zasnęłam.
Pierwszy miesiąc studiów upłynął mi na ciągłych imprezach i spotkaniach ze znajomymi. Kiedy postanowiłam wrócić do domu, usłyszałam od ciotek, że zmieniam się i zaczynam dobrze wyglądać. Byłam wniebowzięta. Odzyskiwałam siebie, swój humor i chęci do życia.
Niestety trwało to tylko do listopada. Przez jesienną aurę z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Niepotrzebna. Wybrakowana. Chora. Przestałam jeść. Znowu wróciłam do tych okropnych nawyków. Jedna kanapka z plasterkiem pomidora rano. Druga wieczorem. I tak cały czas.Włosy zaczęły wypadać mi garściami. Przeraziłam się. Znowu płakałam codziennie.
Pewnego dnia nie wytrzymałam. Obudziłam się już z płaczem i powiedziałam sobie dość. Nie poszłam na wykłady, tylko zostałam i zadzwoniłam do psychologa umówić się na wizytę. Później do mamy. Pierwszy raz gadałam z nią prawie dwie godziny. Była przerażona, błagała mnie, żebym jakoś dała sobie radę. Zwierzyłam się też przyjaciółce. Pierwszy raz głośno powiedziałam, że mam anoreksje.
Wizyta u psychologa była koszmarna. Baba wręcz mnie wyśmiała i powiedziała, że sama muszę sobie z tym poradzić, skoro doprowadziłam się do takiego stanu. Wyszłam od niej i już nigdy więcej nie wróciłam. Chciałam być już w domu, chociaż dobrze wiedziałam, że źle się skończy to, kiedy rodzice mnie zobaczą. Wtedy osiągnęłam najniższą wagę odkąd to się wszystko zaczęło- 40 kg. Jakoś jednak dotrwałam do Świąt Bożego Narodzenia i mogłam wyjechać z miasta.









Do zobaczenia.






Chcesz napisać mi własną historię? Napisz: anarecover123@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz