wtorek, 3 marca 2020

Rozdział 8.

Moja współlokatorka przeprowadziła się ode mnie. Było mi mega przykro, bo chociaż od razu powiedziała, że to przez jej znajomych, ja i tak wmawiałam sobie, że to na pewno przeze mnie i przez to, że jestem dziwakiem.
Nauka znowu zajęła większość mojego czasu, bo jednak musiałam zdać jakoś te studia. Znowu straciłam wielu znajomych, by perfekcyjnie wszystko zaliczyć. Mega wkurzająca cecha charakteru. Mimo wszystko udało mi się i z sesji jestem bardzo zadowolona.
W trakcie jej trwania pojechałam do psychiatry, na którego w końcu się zgodziłam. Był to ciężki dzień, nie odzywałam się do nikogo. Kiedy usiedliśmy we trójkę (razem z rodzicami) w gabinecie, oni po 2 minutach zaczęli płakać. Nikomu nie życzę, aby widział, jak najukochańsze osoby płaczą z jego powodu. Poczucie bezsilności i tego, że ich zawiodłam, rozdzierało, w sumie to rozdziera mi serce. Nigdy nie wybaczę sobie tego, przez co muszą przeze mnie przechodzić. Jestem na siebie wściekła, że po prostu nie mogę się zmienić.
No ale wracając, po rozmowie z panią dostałam tabletki antydepresyjne. Jakoś mnie to nie zdziwiło, bo tak jak mówiłam- cień człowieka. Powiedziała mi jak będzie wyglądać moja przyszłość, jeśli niczego nie zmienię.
Całkowite wyłysienie, zmarszczki w wieku 25 lat, zepsute zęby, brak możliwości zajścia w ciąże, rozpiepszona gospodarka hormonalna, problemy z kośćmi, plecami. Ogólnie jedno wielkie gówienko. Nie ukrywam, otrzeźwiło mnie to trochę. Wychodząc od niej miałam ambitne plany, byłam pełna siły na działanie. Na tym się jednak skończyło, bo jak wróciłam na uczelnie, znowu zaczęłam swój teatrzyk przed samą sobą. Przez miesiąc (bo po takim czasie miałam się znowu z nią spotkać) udało mi się przytyć tylko 1 kg a w głowie nadal rozpiedziel.
Druga wizyta przebiegła podobnie, z tym że, pojawił się temat szpitala. Pani uświadomiła mi, jak to na prawdę wygląda. Przez kilka miesięcy życie w klatce, bez prywatności, gdzie każdy twój ruch jest obserwowany. Zapytałam się jej, czy już kwalifikuje się na wzięcie na oddział, odparła, że nie. Szczerze? Zrobiło mi się w pewien sposób smutno. Stwierdziłam, że jak już mnie zabiorą, to nie będę miała wyjścia, tylko będę musiała zgrubnąć. Kazała mi się zastanowić, czy na pewno tego chcę, bo ona we mnie wierzy i widzi po mnie, że chcę zmiany.
Tym samym dochodzimy do momentu, kiedy historia zamienia się w teraźniejszość. Po 2 tygodniach od ostatniej wizyty (tydzień temu) widzę 1kg więcej. Zobaczymy, co będzie dalej.



Do zobaczenia.
Chcesz napisać mi własną historię? Napisz: anarecover123@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz